Krasnobród i pierwszy wyjazd na domki
12-14 sierpnia 2018
Witajcie kochani,
Tym razem trochę bardziej zagłębimy się w przeszłość i
cofniemy się do momentu pierwszego wyjazdu na domki.
Zaplanowałyśmy go razem, ale kwestie dotyczące kwaterowania
i rozliczania się pozostawiłyśmy Oli. Uznałyśmy, że z nas wszystkich to właśnie
ona ma największe doświadczenie, bo załatwiała już takie sprawy przed swoją osiemnastkową imprezą. Wybór padł na Krasnobród. Mimo tego, że wiele osób wątpiło w
realizację tego planu, 12 sierpnia wszyscy byli już w drodze do Domku pod Różą.
Tym razem w zacnym gronie oprócz naszej czwórki (znów zabrakło Kamili) znaleźli
się też Mariola, Krzysiek i chłopak Dominiki- Miłosz. Takim oto sposobem w
10-osobowym domku była nas cała 7. Na chwilę wpadł też kolega Krzyśka, który
podobno akurat był niedaleko. Mogłoby się wydawać, że grono nie należało do
największych, jednak nie przeszkodziło nam to w dobrej (jak zawsze) zabawie.
Po
ogarnięciu kwestii dźwiękowych i rozpaleniu grilla zasiedliśmy do stołu.
Oczywiście jak zwykle ktoś musi zrobić z siebie głupka (dziwnym trafem
zazwyczaj wypada na mnie), więc chwyciwszy w rękę duży widelec grillowy
zaczęłam tańczyć wokół ognia. Chciałabym tylko zaznaczyć, że wtedy jeszcze
byłam zupełnie trzeźwa, a nagranie odbyło się na potrzeby Dominiki, ponieważ
chciała mieć fajny filmik na telefonie. Kontynuując swoją ówczesną misję
kierownika wodopoju Dominika dbała o to, żeby każdy kieliszek był pełny. Ola,
która na drugi dzień miała jechać do Zamościa na swój pierwszy egzamin na prawo
jazdy piła wino. Ze stresu nie oszczędzała wątroby, chociaż była pewna, że
wypiła tylko 2, może 3 lampki. Liczba by się zgadzała, tyle że butelek. No i
później doszła jeszcze wódka. Jeśli chodzi o Dominikę, alkohol tak uderzył jej
do głowy, że chciała odkręcać wino. Wino na korek. Wcześniej otwarte. Nie obyło
się też bez alkoholowych eksperymentów, wrzuciłyśmy do wódki rodzynki w
czekoladzie. Smak Żubróweczki się nie zmienił, ale za to rodzynka nabrała mocy.
Najedzeni, wytańczeni i ochrzanieni za głośnią muzykę przez 80-letnie sąsiadki
położyliśmy się na kocach (jeden był w kotki), żeby podziwiać rozgwieżdżone
niebo. Było to niedługo po nocy perseidów, więc szczęśliwcom udało się jeszcze
dostrzec spadające gwiazdy. Kiedy na dworze zaczęło robić się chłodniej
weszliśmy do domku. Olka powoli zaczęła ogarniać, że chyba przesadziła z
alkoholem. Jako dobra koleżanka zaproponowałam jej, że jak pójdzie tańczyć, to
alkohol szybciej wyparuje. Niestety na drugi dzień nie pamiętała tego
krótkiego i niezbyt udanego z jej strony występu. Olka zestresowana egzaminem
poszła spać do pokoju obok kuchni, w której siedzieliśmy. Niezbyt się
przejmując biesiadowaliśmy w najlepsze, kiedy z pokoju wyszła wkurzona,
rozwścieczona i zaspana Ola. Bardzo wściekłym i pijanym głosem kazała nam być ciszej, po
czym wróciła do łóżka. Sytuacja powtórzyła się jeszcze raz, więc postanowiliśmy
przenieść imprezę na piętro, do pokoju Krzyśka, gdzie naszą główną rozrywką
była gra w karty. W międzyczasie Mariolka zasnęła na łóżku kolegi, a Dominika z
Miłoszem zniknęli w swoim pokoju (z pewnego źródła wiem, że nie poszli spać). Ja,
Wiktoria i Krzysiek popijając drinki przy grze w klepaka walczyliśmy dalej. Poszliśmy
jeszcze popatrzeć w gwiazdy, po czym ok. 5:30 wróciliśmy do domku i do swoich
pokoi. No prawie… Ja z Wiktorią mogłyśmy w spokoju pójść spać do naszego apartamentu, ale łóżko Krzyśka wciąż było zajęte. Nie chciał budzić koleżanki
(chociaż w jego pokoju było łóżko małżeńskie), nie chciał też z nieznanych mi
powodów spać z Olką (chociaż tam były 2 oddzielne łóżka). Zadowolił się
krzesłem i oparty o kuchenny stół tak właśnie spędził noc.
Rano już po 9:00 stałam się ofiarą brutalnej pobudki. Nie
dość, że nie dali mi się wyspać, to jeszcze zabrali mi kołdrę. Ola trochę
jeszcze pijana, a trochę na kacu stulecia (rano jeszcze dało się słyszeć
dźwięki jej rzygania) zbierała się na egzamin. Podczas gdy ona była w drodze do
Zamościa pozostali trzymali za nią kciuki i leczyli kaca zupkami chińskimi. Niektórzy
odsypiali, inni odbywali poważne filozoficzne rozmowy, a Dominika z Miłoszem
znowu zniknęli w swoim pokoju. Z przyjazdem Olki nadeszły smutne wieści:
egzamin niezaliczony. Dopadło ją załamanie, stwierdziła, że już nigdy nie będzie
piła alkoholu (długo nie wytrzymała). W międzyczasie poszliśmy nad zalew po
pizzę i do sklepu uzupełnić zapasy. Niedługo potem Dominika z Miłoszem
odjechali, a my znowu poszliśmy nad zalew, tym razem popływać. Niestety Krzysiek
też musiał nas opuścić i zostałyśmy tylko we 4-ja, Wiktoria, Mariola i Ola. Złożyłyśmy
się jeszcze na pół godziny pływania rowerkiem wodnym i wróciłyśmy do naszej
bazy.
Olce tak bardzo opadły morale, że ani nie chciała z nami nigdzie pójść,
ani pić. Zostawiłyśmy ją pogrążoną w depresji i popijając winko i drinki z
plastikowych kubeczków po raz kolejny ruszyłyśmy w stronę zalewu. Tam
spotkałyśmy kolegę Mariolki- Bartka, któremu tak spodobało się nasze
towarzystwo, że postanowił zostać na noc. W związku z tym, że regularne wyprawy
do domku celem uzupełnienia kubeczków były raczej kłopotliwe, Mariola z
Bartkiem przynieśli w końcu całą butelkę soku zmieszanego z wódką. Żubrówka
była tak dobrze schłodzona, że aż zrobiło się z niej coś w rodzaju żelu. Spacerowaliśmy
wokół zalewu w bardzo dobrych nastrojach, a Ola, mimo kilku naszych telefonów
wciąż samotnie siedziała w domku. Na jednym z pomostów zaczęłyśmy się z Mariolą
delikatnie pchać w kierunku wody, aż w końcu musiałam usiąść, żeby nie zostać
zepchniętą w błękitnobrązowe odmęty. Wtedy mój tłuszczyk po części zwyciężył,
bo ja ostatecznie byłam sucha, ale Mariolka też.
W pewnym momencie się
rozdzieliliśmy, ja z Wiktorią poszłam w jedną stronę, Mariola z Bartkiem w
drugą. Gdzieś tak ok. 1:00 znalazłyśmy ich koło molo. Okazało się, że się
kąpią. Ja niewiele myśląc (jak zwykle) postanowiłam do nich dołączyć, chociaż
nie miałam stroju kąpielowego. Na początku miałam tylko moczyć nogi, więc ściągnęłam
spodnie i buty i zostawiłam je Wiktorii do pilnowania. Kiedy już weszłam do
wody zaczęliśmy się chlapać, więc i tak wyszłoby na to, że będę cała mokra. Pomyślałam,
że jednak mogę tak o normalnie popływać, no i ściągnęłam koszulkę. Żeby
uchronić ją przed całkowitym zamoczeniem założyłam ją sobie na głowę, co się
jednak nie sprawdziło, bo i tak ociekała wodą. Szczęśliwa i w samej bieliźnie pływałam z moimi towarzyszami jakieś pół godziny. W międzyczasie zakumplowaliśmy się też z ludźmi z molo, którzy, tak jak my wcześniej, pili. Kiedy my
pluskaliśmy się w najlepsze, do Wiktorii, która na nas czekała, podszedł jakiś zmartwiony gościu z pytaniem czy wszystko w porządku. Dzielnie go zbyła, a chwilę później do niej dołączyliśmy. Mokrzy i wciąż w dobrych nastrojach
wróciliśmy do domku, gdzie czekała na nas wciąż smutna Ola.
Buziaczki,
Karolina vel Burek
Fajne były te pokoje xddd
OdpowiedzUsuń