Osiemnaste urodziny Oli






Czerwiec 2018


Chociaż wszystko zdarzyło się już tak dawno temu i alkohol powinien był wypalić mi dziury w pamięci, to wspomnienia tamtej nocy szybko nie opuszczą mojej głowy. Była to nasza pierwsza impreza w pełnym składzie, mimo że wcześniej urodziny miała Karolina. To nie nasza wina, że mieszka na końcu świata i śnieżyca odcięła drogę, a niektórzy z przyczyn wyższych spędzali czas na oddziale pediatrycznym, ale to temat na inną historię.
Prezent Oli
A więc jak już mówiłam, pierwszy raz balowaliśmy wszystkie razem. Do Suśca mnie, Karolinę, Kamę i Wikę przywiózł mój tata swoim różowym paskudnym samochodem (dla mnie był różowy i koniec), po małych kłopotach z nawigacją udało nam się w końcu dotrzeć na domki, gdzie już nie długo miała odbyć się balanga, którą część z nas chciałaby zapomnieć. Niestety nie udało nam się przenieść niepostrzeżenie prezentu, który przygotowałyśmy dla niej. Poza farbami w sprayu znalazły się tam też ulubione bananowe batoniki Olki i jej ukochany lipton w puszkach o smaku brzoskwiniowym, którego w tamtym czasie pijała niemal na każdej przerwie. Na miejscu byłyśmy trochę za wcześnie, bo nie jechała z nami Ola, która zazwyczaj sprawia, że osoby podróżujące w jej towarzystwie taktownie się spóźniają. Mimo wczesnej pory gospodyni nie odpuszczała i piła kolejkę z każdym przybyłym gościem co później znacząco odbiło się na jej pamięci.


Nie zrobiło się jeszcze ciemno, kiedy zniknęła już znaczna część zapasów alkoholu, więc trzeba było kogoś wysłać do sklepu. Na szczęście znaleźli się ochotnicy: Ja, Karolina, Wiktoria i nasz nowy kolega Stefan. Dwoje z nas byli już trochę podpici więc to Wiktoria i Karolina weszły do sklepu dokupić pięć butelek żubrówki (jak można zauważyć, jest to nasz ulubiony trunek) i lody dla wyprawy ratunkowej, oczywiście na koszt solenizantki. W drodze powrotnej zobaczyliśmy po raz kolejny martwe ciało Burka (spokojnie nie naszego burka), mijaliśmy ochotę zadzwonić na policję i donieść na właściciela posesji jednak co powiedzieliby panowie w granatowych koszulach na grupę w większości pijanych nieletnich nastolatków?
Było nas jakieś 15 osób: nasza piątka, współlokatorka Oli z bursy, Stefan, Mariola z ówczesnym chłopakiem Andrzejem, Anka, Kamila C., Adam, Krzysiek, Seba i jeszcze jakiś dwóch chłopaków, których imienia już nie pamiętam (nazwijmy ich X i Y). Do tej pory nie wiem, jak udało nam się wypić karton wódki, kilka dziewczyn nie piło wcale i raczyło się tylko winem, a inni oszukiwali, pijąc co kilka kolejek. Wtedy padła na mnie po raz pierwszy rola kierownika wodopoju, która przylgnęła do mnie na długo.


Tępo było szybkie (za szybkie), poza kilkoma wyjątkami jeszcze przed północą byliśmy kompletnie pijani. To właśnie w stanie tak mocnego upojenia alkoholowego przyszedł nam do głowy pomysł, by zagrać w butelkę, najgorszą grę imprezową. Pamiętajcie, nigdy nie grajcie w to, jeżeli nie jesteście w stanie przeliterować swojego imienia, to znak, że nie jesteście już w stanie racjonalnie ocenić sytuacji. Rozłożyliśmy na ziemi koce z domków i całą grupą siedliśmy w kółku, gdzie za lampkę robił mój biedny telefon i postawiona na nim butelka po żubrówce. Koce były mokre od wódki (może tu się podziała), ponieważ nikt nie był w stanie trafić od razu do kieliszka, by polewać karniaki. Ta rozgrywka stała się przyczyną moralnego upadku nas wszystkich. To właśnie wtedy Ola udawała martwego robaka a jej piękna, aczkolwiek za krótka sukienka zsunęła się z biustu, odsłaniając nam to co powinno być zakryte. Karolina i Wiktoria wypiły serię karniaków, które odbiły się na nich później, a ja zrobiłam coś co nigdy nie powinno się stać. Stefan mnie pocałował, bo dostał takie wyzwanie, od kogo? Wiktorii. Nie pamięta nawet, jak to się stało, byłam tak pijana, że dotarło to wszystko do mnie po fakcie i od razu uciekłam, z kacem moralnym wielkości całej Europy. Co się stało, to się nie odstanie, nie miało to żadnego znaczenia, nie chciałam tego.
Biesiada


Gra się skończyła, ale nie wieczór. Straciłam dobry tak samo, jak Karolina, która popadła w lekką depresję z nie do końca wiadomych powodów, ale zaraz do tego wrócimy. Pierwsza wspólna impreza i pierwsza osoba, która poległa, Wiktoria. Łamanie zasad „Nie mieszaj” i „Nie pij czterech bez popity” nie mogło skończyć się inaczej. Doszła tylko ledwo do łazienki, gdzie zapchała umywalkę i toaletę. Wzięłam ją na ramie i trochę ciągnąć zaniosłam na łóżko, gdzie umierała powoli. Pierwszy raz z alko no mogło się zdarzyć każdemu. Szykowałam się już mentalnie na czyszczenie łazienki, szukając jakiś rękawiczek albo woreczków, gdy zobaczyłam, jak wychodzi z niej Adam, a wszystko było już odetkana. Nawet nie chcę wiedzieć, jak to zrobił nie mając rękawiczek. Adam to ciekawa postać tej historii, bardzo spodobała mu się Karolina, co okazywał przez cały wieczór.
Wracając do naszej piskliwej przyjaciółki, jak już mówiłam, złapała ją lekka depresja, którą chciała leczyć na pasowaniu Oli, która soczyście oberwała osiemnaście razy skórzanym paskiem. Była jeszcze bardziej pijana niż ja, gdyż popijała czystą wódkę przy ognisku do akompaniamentu „Hej sokoły”, zerkając smutnymi oczami w ogień. W tę chłodną noc trzeba było ją szczególnie pilnować, by nie kładła się na mokrej od rosy ziemi i nie rzucała pod koła nadjeżdżających aut. Przeprowadziłyśmy wtedy smutną przyjacielską rozmowę, która w moim odczuciu mocno nas zbliżyła do siebie.


Dochodziła już prawie 6, gdy wróciłyśmy do domku, a mimo to Karolina wciąż chciała wychodzić na ulice, jak strajkujące związki zawodowe i wtedy znów pojawił się Adam. Wybawiciel rycerz w lśniącej zbroi na usługi księżniczki Karoliny, szkoda tylko, że ona tego nie dostrzegała XDD. Ledwo trzymałam się już na nogach ze zmęczenia, więc powierzyłam przyjaciółkę w ręce Adasia, który trzymał ją skrępowaną kocem między nogami, aż w końcu alkohol wyparował na tyle, by nie chciała zrobić nic głupiego (głupszego niż zawsze).
Biesiada


Jak zawsze krótka drzemka i po pół godziny powrót do towarzystwa. Wszystkich męczył kac morderca, a jedyne, co zostało do picia po imprezie to pół litra żubrówki, której nikt nie był w stanie się podjąć, no może poza Karoliną, która wciąż miała ochotę zapijać smutki. Mnie za to złapało gastro, więc zajadałam koreczki, siedząc na lodówce. Było to dość ryzykowne, bo jak wszem wobec wiadomo, jedzenie na kacu jest, jak przeszczep może się nie przyjąć.

Wtedy każde z nas straciło część wspomnień (niektórzy nie pamiętali nawet połowy wieczoru) i godność. Wszyscy poza Kamilą, która jedyne co straciła to szacunek do nas.


Pamiętajcie „Wszystko, co było w Suścu, zostaje w Suścu”.

Pozdrawianko Dominika


Komentarze

  1. Niestety chyba nie miałam wtedy okazji przyjechać "różowym paskudnym samochodem", a "trzymał ją skrępowaną kocem między nogami" bardzo źle brzmi XDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście nie jechałaś, ale to brzmi świetnie xdddddd

      Usuń
  2. wszystko spoko, ale kilka rzeczy ominęłas xD i to chyba nie trwało do 6

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla niektórych trwało xd ty szybko padłaś xd

      Usuń
    2. Pamiętam wystarczająco by wiedzieć, że wolałabym nie pamiętać nic xddd

      Usuń
  3. Tak to sobie czytam i naszła mnie myśl, że piękne to były czasy kiedy za 100 zł kupiliśmy 5 butelek Żubrówy i jeszcze przecież wystarczyło na lody...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sylwester 2019

18 urodzinki Kamilki