Pomaturalna majówka
16-17-18 maja 2019
(czw.-pt.-sob.)
Ostatni dzień matur, kończymy ten wiekopomny etap naszego
życia ustnym egzaminem z angielskiego. Przed tym jakże mało ważnym i nie
mającym na nic wpływu (może poza samooceną) sprawdzeniem naszych umiejętności w
zakresie speaking przyszła do mnie na stancję Kamila S. Poszłyśmy razem do
szkoły (podzielili naszą klasę na 2 grupy więc nasz czas wejścia na egzamin
miał być mniej więcej podobny). Po otrzymaniu pięknego wyniku 100% poszłyśmy z
Kamilą na parking, gdzie czekał nasz super szofer kierowca rajdowy Ola O. w
swoim królu szos Vw Golfie. Jakiś czas po nas miały drugim samochodem wyjeżdżać
Dominika z Wiktorią (Wiki mama je wiozła). Mniej więcej w Kalinowicach Oli
zaczęła świecić kontrolka, chodziło o coś z hamulcami, teoretycznie była
czerwona więc nie powinnyśmy dalej jechać, ups. Zjechałyśmy z drogi pod jakiś
sklep i Ola zadzwoniła do ojca. Sratatata i wychodzi na to, że możemy jechać
dalej. Słuchając muzyki z mojego superradyjka (płyta Gunsów nie działała) mkniemy
ulicą, aż tu nagle okazuje się, że tuż za nami jadą Dominika z Wiktorią i jej
mamą. Oczywiście wielki śmiech i machanie, dzwonimy do nich i ogólnie śmieszna
sytuacja (zważywszy na to że wyjechały jakiś czas po nas). Nie pamiętam już,
czy po drodze jeszcze się zatrzymywałyśmy, czy zostałyśmy wyprzedzone, ale w
każdym bądź razie dziewczyny jechały przed nami i miały być w domu wcześniej.
Ale! W Narolu powiedziałam Oli, żeby jechała przez Złomy (krótsza droga,
wiadomo), podczas gdy dziewczyny pojechały przez Płazów. Zajeżdżamy pod dom, a
tu się okazuje, że Wiktorii i Dominiki jeszcze nie ma, dojechały chwilę po nas.
Ha, wyścig wygrany! Dziewczyny się z grubsza rozpakowały i poszłyśmy zjeść
obiad. Śmiałyśmy się z Kamili, że je łapczywie bo w domu ma jedzenie na kartki
i przydział do trzeciego kotła (→„Inny świat” Grudzińskiego), a Ola jadła z
Kłębką (kotem) z jednego talerza. Później jeszcze poszłyśmy wybrać najlepszą
miejscówkę na imprezę, opcjami były magazyn lub budowa. W magazynie zrobiłyśmy
mini sesyjkę- Dominika pozowała przy m.in. motorynce, Kamila przy rogach
jakiegoś jelenia, a Ola… przy starych pudłach XD? Zdecydowałyśmy jednak, że impreza
będzie na budowie. Już miałyśmy wracać, kiedy Kamila zauważyła stojącego
nieopodal John Deer’a, tu miała miejsca kolejna sesja niczym z reklamy maszyn
rolniczych. Wieczorem piłyśmy (aczkolwiek niewiele) w pokoju rodziców i tam też
spałyśmy.
W piątek najpierw wstąpiłyśmy na Pizuny, bo były jedną z
opcji na wakacyjny wyjazd na domki i chciałyśmy zrobić wstępne rozeznanie. Zbyt
wiele się nie dowiedziałyśmy i nie doszłyśmy nawet do basenów. No ale cóż,
Pizuny i tak stały się miejscem szamańskiej imprezy i początkiem pełnego
wzlotów i upadków (ale jednak niestety bardziej upadków) zauroczenia Olki, ale
o tym później. Stamtąd pojechałyśmy do Narola na lody przy fontannie i zakupy.
Z bagażnikiem pełnym alkoholu i mięsa na grilla pojechałyśmy nad zalew do Rudy
Różanieckiej. Tam szczególnie dużo czasu spędziłyśmy na placu zabaw, zrobiłyśmy
też kolejną sesję zdjęciową, po czym ruszyłyśmy dalej. Kolejnym punktem
programu była wycieczka objazdowa po Łówczy (wciąż z alkoholem i mięsem w
bagażniku). Zobaczyłyśmy kilka z bardzo licznych atrakcji tej przewspaniałej
miejscowości, w tym cerkiew, kasztany w kształcie serca, a nawet rów (prawie).
Podczas całej wycieczki, przy otwartych szybach i zimnym łokciu Dominiki, z
głośników śpiewał do nas nie kto inny, jak Axl z wciąż jeszcze wtedy nowej
płyty Guns’n’Roses Olki. Po powrocie do domu rozpakowałyśmy zakupy i na taczce
zawiozłyśmy je do celu, jakim była budowa. Tu po raz kolejny mamy sesję
zdjęciową, najpierw podczas szukania taczki, gdzie pozowano z grabiami i innymi
widłami, a później podczas transportu. W drodze powrotnej w taczce jechałam ja,
mam nawet zdjęcie, które przez długi czas było moim profilowym na fb (myślę, że
jednym z lepszych).
W końcu wybiła godzina imprezy. Na liście gości mieli
zaszczyt znaleźć się oprócz nas Wiktoria Ł., Ola S., Tomeczq (od mojej 19stki
stały towarzysz naszych imprez), Ola M. ze swoim chłopakiem Kamilem (przez
chwilę też ich koleżanka z chłopakiem), a na chwilę wpadli też Kacper-brat Oli
i moja siostra Żulian. Tomeczq został pilnującym grilla, a Dominika
kierownikiem wodopoju (chciałam napisać, że tradycyjnie, ale ostatnio różnie z
tym bywa). Biedny Tomeczq popijał wódkę drinkami (niby nie był tego świadomy,
ale następnego dnia pytał kto mu dolewał wódki do soku). Chciałyśmy tylko mu
trochę pomóc, żeby łatwiej mu było się otworzyć i pogadać szczerze z Olą, co
swoją drogą nawet się udało. Wyszli sobie na zewnątrz i siedli koło ogniska. Ja
z Kamilą poszłyśmy do łazienki (na budowie jeszcze nie było, więc trzeba było
chodzić do wieży- domu Muminków) i w drodze powrotnej zupełnym przypadkiem kucnęłyśmy
za górką i usłyszałyśmy kawałek ich rozmowy. Coś tam było o ich kompleksach i o
tym, że nikt ich nie chce, cóż, życie niestety.
Wyjaśnienie dla osób nie w temacie
Na mojej 19stce Olka i Tomeczq spędzili ze sobą dosyć dużo
czasu (warta wspomnienia jest tu odpowiedź Tomka na pytanie, czy miał kiedyś
dziewczynę: „Ty myślisz, że mnie, z taką twarzą, ktoś chciał?” No tak, smutne).
Później Tomeczq pisał do Oli, a zdesperowany napisał nawet do mnie, żebym mu
jakoś pomogła w rozwinięciu się ich relacji. No więc zaprosiłam go na tego
grilla, upiłyśmy go, ale niestety, niewiele z tego wyszło.
Wróćmy do historii właściwej:
Piliśmy, jedliśmy, tańczyliśmy, krążą gdzieś nawet filmiki,
jak wykonując jedną z profesjonalnych figur tanecznych przewracamy się z Wiktorią
Ł. Po północy, z racji tego, że ja i Kamila w piątki nie jadamy mięsa,
chciałyśmy upiec kolejną porcję jedzonka. Grill już był wypalony, ale było
jeszcze ognisko. Wpadłyśmy na genialny, aczkolwiek z drugiej strony lekko
ryzykowny plan, jednak wtedy zupełnie nie myśleliśmy o wadach tego
przedsięwzięcia. Otóż na dwóch drewnianych pieńkach nad ogniskiem ustawiłyśmy
kratkę z grilla z drewnianymi rączkami. Teoretycznie tu właśnie istniało ryzyko,
cała konstrukcja mogła się podpalić, ale kto by się przejmował. Wizja ciepłego,
chrupiącego z wierzchu mięsa przysłaniała inne aspekty. Rozwiązanie się
sprawdziło, wszystko poszło zgodnie z planem i już po chwili cieszyliśmy się
karkówką i chrupiącym chlebem. Posiedzieliśmy, popiliśmy, pośpiewaliśmy, pojedliśmy
i pogłaskaliśmy pieski po czym niestety nadeszła chwila rozłąki. Ola M. z
Kamilem pojechali już wcześniej, Tomeczq, Wiktoria Ł. i Ola S. wracali razem. Upicie
Tomeczka świetnie Dominice poszło i kiedy się żegnaliśmy aż się zataczał i
prawie wpadł w ognisko. Ja, Ola O., Dominika, Kamila i Wika poszłyśmy do domu
spać.
W sobotę dziewczyny szykowały się do wyjazdu. Żeby pomóc
królowi szos wrócić do formy napoiliśmy Golfa płynem hamulcowym, po czym
odjechał, a razem z nim Ola. Po Wiktorię i Kamilę przyjechali rodzice. Dominika
czekając na Miłosza zaczęła się coraz lepiej dogadywać z moją mamą, zaczęło się
od pewnej zupy pomidorowej. Jak się skończyło? Piły sobie razem cydr. Beze
mnie. W końcu i ten zdradziecki złodziej matek odjechał z Miłoszem w blasku
zachodzącego Słońca.
Do następnego razu,
Karolina
XX
Najśmieszniejszy był ten fragment o jedzeniu z kotem z jednego talerza xD
OdpowiedzUsuńPo drugie nie wiedziałam, że słyszałyście moją rozmową z Tomeczq, więc dobrze wiedzieć
Po trzecie pamiętam więcej niż mi się wydawało, tak że git
Byłam pewna, że mówiłyśmy o tej rozmowie z Tomeczq, dlatego o tym napisałam XD A dużą część pamiętasz bo Ci później opowiadałyśmy, więc nie ciesz się za bardzo xD
Usuń