Sylwester 2019


30-31 grudnia 2019 i 1 stycznia 2020

Alkohol, fajerwerki, zalana łazienka…
Historia z niedalekiej przeszłości, którą jedni zapomnieli, a inni chcieliby zapomnieć, czyli opowieść o tym, jak nie wchodzić w nowy rok.

Zaczęło się od pytania Kamili- Robimy sylwestra? Może i nie jest to porywający początek, ale zwróćmy uwagę, że poruszyła ten temat już w sierpniu. Karolina rzuciła, że za miejscówkę można obrać jej dom, a raczej piwnice na budowie domu. Lista gości długo się zmieniała. Ktoś przychodził ktoś odchodził, aż w końcu wylądowaliśmy w składzie: Ja, Karolina, Ola O., Kamila, Wiktoria, Tomeczkq, Ola S., Miłosz, Daniel, Mariola, Łukasz, Paweł, Kinga, Kuba z dziewczyną i pewnie o kimś jeszcze zapomniałam, ale najwidoczniej nie jest to ważna osoba dla tej historii.

Mimo tego, że planowałyśmy imprezę już od jakiegoś czasu, to problemów nie brakowało, może nawet nie odbyłaby się ta impreza. Parę dni przed końcem grudnia zmarła prababcia Karoliny, z którą ta była mocno związana. Każdy z nas chciał, żeby impreza się odbyła, bo już mieliśmy wszystko zaplanowane, jednak wiedzieliśmy, że nie możemy naciskać na Karolinę, by robiła coś na siłę, to musiała być jej decyzja. Po rozmowach z rodzicami i przemyśleniach w końcu zapadł wyrok… Impreza się odbędzie.


Przygotowania na sylwestrowy wieczór zaczęły się już dzień wcześniej, kiedy dojechałam do Tomaszowa, skąd ruszyłyśmy z Karoliną na zakupy, ale zanim zakupy to jeszcze warto wspomnieć o dramie ze składką. Na początku było powiedziane „Ludzie robimy składkę” i każdy „okej”. Nie minęło parę dni i nagle „Składka jest słaba, niech każdy coś przyniesie.” To nie jest głupi pomysł, ale na domówkę na cztery osoby, a nie sylwestra na piętnaście osób. W takiej grupie ciężko dopilnować, by wszyscy wydali mniej więcej po równo na produkty. Prostsza jest składka, gdzie każdy wydaje tyle samo i wie na, co poszły pieniążki. Były jednak dwie osoby, którym ten plan nie pasował do tego stopnia, że stwierdziły (oczywiście parafrazując) „Będzie tak ,jak my chcemy, albo wcale”. Na szczęście po kilku rozmowach doszliśmy do porozumienia i zostaliśmy przy składce, a kto chciał, mógł coś donieść.

Wracając do zakupów, robiłyśmy je dość szybko, na szczęście miałyśmy dokładną listę, bo bez niej kupiłybyśmy pewnie samą wódkę i chrupki, zapominając o popicie. Nie mogłyśmy sobie pozwolić na luksus chodzenia po sklepie powoli jak starsza pani na pasach, mimo że były to jeszcze czasy, gdy nikt z nas nie znał słowa „Kwarantanna”, a korona kojarzyła się tylko z piwem. Byłyśmy ograniczone czasem z powodu zebrania w gminie, na którym musiał się pojawić tata Karoliny, a samej rodzice nie chcieli jej puścić autem na oblodzone drogi, bojąc się,, że nie dotrwamy do powitania nowego roku (lub bardziej prawdopodobna opcja martwili się o auto).


Gdy wróciłyśmy z Karoliną do jej domu, rozpakowałyśmy zakupy oraz moją torbę pełną ciasta francuskiego i pizzy, którą zjadłyśmy jeszcze tego wieczoru razem z Żulianem. Na początku miałyśmy nic nie robić tego wieczoru, jednak w końcu wzięłyśmy się za robienie „fiflaków” (nazwa wymyślona przez Dagmara J.), jest to ciasto francuskie nadziewane na różne sposoby. Niby chwila roboty, ale kiedy do zrobienia jest dziesięć rolek ciasta francuskiego, to chwila przemienia się w kilka godzin siedzenia i lepienia. W międzyczasie zdążyła już wrócić mama Karoliny, która pomagała w sprzątaniu świetlicy. Ja dość szybko uciekłam na górę zmęczona, jednak Karolina postanowiła jeszcze zostać i poruszyć z mamą poważny temat, a mianowicie poinformować ją o tatuażu (jak do tego doszło, dowiecie się w innej historii). Szczerze spodziewałam się, że rodzicielka koleżanki zareaguje gorzej, np. wydziedziczając ją, albo wypalając tatuaż pogrzebaczem do pieca, krzycząc, że nie będzie kryminalistą. Skończyło się jednak tylko na pytaniach, czy było bezpiecznie i sterylnie oraz przypomnieniu, że zrobiła to na całe życie. Nuda.

Kolejnego dnia tylko ja byłam w stanie, obudzić się i zebrać przed przyjazdem dziewczyn. Karolina od zawsze jest na bakier ze wstawaniem prędzej niż południe. Nie, żeby Kama i Wika przyjechały o świcie, było już przed dziesiątą, kiedy dotarły, jednak jak się okazało bez Kingi, która miała z nimi jechać. Ola nazwała Marcina kłopotliwym gościem, jednakże w tej historii nasz kolega okazuje się idealnym kompanem w porównaniu do Kingi… Jak się okazało dziewczyna, chyba nie zdążyła na bus, ale nie ma sytuacji bez wyjścia. Miała pojechać kolejnym po południu do Tomaszowa, skąd mieli ją zgarnąć Mariola z Łukaszem. Żaden problem prawda? Nie prawda, ale to za chwilę. A więc dziewczyny przyjechały i siedliśmy w kuchni, gdzie mama Karoli od razu zaczęła stawiać na stole śniadanie (kochana kobieta), a my czekałyśmy, aż Burek raczy do nas zejść. Kawa, kanapki i jazda do roboty. Jedzenie samo by się nie zrobiło. Jak się okazało, udało nam się nawet szybko to ogarnąć i zaczęłyśmy przewozić autem rzeczy na budowę, gdzie miała odbyć się wieczorna impreza (taczka nie miała zimowej opony).

Kiedy nie było już nic do robienia w kuchni, zaczęłyśmy się zabierać, za szykowanie się na imprezę. Dziewczyny zgodnie stwierdziły, że moja zwykła biała koszulka nie jest wcale imprezowa. Wtedy w czeluściach czarnej dziury między uszami Karoliny zrodził się jakże cudowny pomysł, by ją przerobić, tu przyciąć, tam związać i takim oto sposobem moja zwykła koszulka stała się koszulką podartą przez kota ( a tak serio była świetna, dziękuję XD). Malowanie przebieranie i chwilę później byliśmy już gotowe. Zebrałyśmy resztę potrzebnych rzeczy i ruszyłyśmy do podziemi zamku Krawczyków, które nawiasem, mówiąc, były śliczne, szczególnie łazienka. Szkoda, że tyle musiała wycierpieć…

Mniej więcej w tym samym czasie, w którym doszłyśmy na budowę, zjawili się Mariola i Łukasz jednak bez Kingi, która miała z nimi jechać. Co się stało? Znów spóźniła się na busa i wsiadała do późniejszego i to na gapę, gdy kierowca nie patrzył. Młode małżeństwo nie miało zamiaru na nią czekać ponad godziny, więc Kinga dojechała do nas z Tomaszowa taksówką, wydając na nią wszystkie pieniądze na składkę… No, ale to tylko dojazd, składkę można zapłacić później, ale to nie koniec problemów z naszym gościem…

Talerze rozstawione jedzenie przyniesione, drinki zrobione, ale gdzie jest Ola i jej towarzysze broni? Wykonaliśmy chyba z pięć telefonów i jedyne czego się dowiedzieliśmy to to, że Ola jest nieźle wkuriona dopiero za szóstym, może siódmy okazało się, że musi jechać do Lublina po Daniela, który miał dojechać do Zamościa, ale jakoś mu nie wyszło. Więc wyszło na to, że Kinga się spóźni, Ola i jej towarzysze spóźnią się jeszcze bardziej, może być gorzej? Tak. Zadzwonił Miłosz, mówiąc, że nie przyjedzie, bo po drodze zepsuła mu się skrzynia w samochodzie. Ja się zdążyłam już popłakać i zmyć makijaż, kiedy zadzwonił ponownie, że jednak przyjedzie, bo jakimś cudem jest w stanie, wbijać biegi. Ja oczywiście przez te 40 minut siedziałam, jak na szpilkach, bojąc się, że coś się stanie i zginie po drodze, na szczęście jednak dojechał cały, a chwilę przed nim zjawiła się Kinga, w
międzyczasie dołączył Kuba z dziewczyną. Na Olę musieliśmy poczekać jeszcze z dwie godziny, zanim nasza Telimena raczyła nas uraczyć swą obecnością. Pić i jeść zaczęliśmy już bez nich, większość z nas raczyła się drineczkami mojego lub Kamy autorstwa (jak potrzebujecie barmana na imprezę to się polecam XD).

Koło godziny 21 w końcu byliśmy w komplecie, dotarła Ola z wiktorią i Tomeczek, a także Ola i jej banda. Wódka poszła w ruch, muzyka głośniej i wszyscy od razu zaczęli się lepiej bawić, nie zapomnieliśmy też o urodzinowym sto lat dla naszej przyjaciółki Kamili. Daniel jak zawsze upodobał sobie Miłosza jako kompana do picia, ale ku zaskoczeniu wszystkich to Tomasz okazał się jego ulubieńcem tej imprezy, co widać na załączonym obrazku. Zabawa trwała w najlepsze, mieliśmy też przewidziane konkursy i procentowymi nagrodami jednak przez pewien wypadek musieliśmy je przerwać w połowie.


Jaki wypadek? Dość śmieszny, a zarazem niebezpieczny… Daniel palił sobie fajkę a razem z nim stała Kinga. Tomeczek chyba bardzo się stęsknił za danielem i ruszył do „palarni”, otwierając z rozmachu drzwi i uderzając nimi Kingę w głowę. Była już wtedy pod mocnym wpływem alkoholu, który rozrzedził jej krew na, tyle że dziewczyna zalała się krwią jak nie jeden bokser po ostrej walce.

Drzwi: 1 Kinga: 0

Daniel i Karolina zamknęli się z Kingą w łazience, by zatamować krwawienie a ja w tym czasie z Miłoszem poszłam do auta po apteczkę. Odkazili ranę, przykleili plaster, ale on nie wytrzymał takiego krwawienia i szybko trzeba było go zmienić. Wtedy wpadałam na genialny pomysł i z pończochy, którą jeszcze przed chwilą graliśmy w słonia, zrobiliśmy opaskę na czoło dla Kingi, która przyciskała jej gazę do skroni. Kiedy skończyłyśmy z Karoliną opatrywać ranną, wróciłyśmy do stolika. Kinga już się chwiała na nogach, obiecując, że już nie pije… Pamiętajcie, nigdy nie ufajcie pijanemu. Wręczyliśmy nagrody za gry i już do północy w spokoju się bawiliśmy, z nadzieją, że to koniec atrakcji na tę noc.

Nowy rok postanowiliśmy przywitać zimnymi ogniami i szampanem na schodach domu, na które Daniel zaniósł Wiktorię, kiedy ta powiedziała, że nie ma siły iść na górę. Ze szklankami w dłoniach i szampanami pod pachą z radością powitaliśmy Nowy Rok. Hip, hip hura i wracamy, ale zanim tak zrobiliśmy, jeden szampan zdążył nam przymarznąć, a Karolina przypaliła Daniela zimnym ogniem. Wszyscy powoli wracali do podziemi, tylko Olka z Danielem coś długo nie powracali. Okazało się, że spali z tych schodów prosto w błoto. Czy się całowali, czy poniosła ich fantazja, to zostanie tajemnicą. Alkohol lał się dalej, ale nie dla Łukasza, którego Mariola wygoniła spać, bo był już kompletnie pijany, gdyby tak samo postąpiła nasza koleżanka Kinga, oszczędziłoby to nam (mi) sporej traumy. Drogie dzieci pamiętajcie, kiedy pijecie i macie już w głowie szum albo helikopter przestańcie, to ostatni moment przed tragedią.


Kiedy wjechał na salę barszcz i paszteciki, czyli tak zwany „wypierdalacz” Ola siedziała Danielowi na kolanach, oznaczając swoje terytorium czerwonymi śladami szminki na jego twarzy. Mariola przez chwilę myślała, że coś się stało Danielowi, gdy zobaczyła jego brudne od błota kościółkowe spodnie i czerwoną twarz. Połączyła jednak fakty i tylko się zaśmiała. Dlaczego nikt nie zrobił wtedy zdjęcia?!

Picie barszczyku przerwał Paweł, który zwymiotował na korytarzu. Miał on jednak na tyle trzeźwy umysł, że z pomocą siostry posprzątał bałagan i poszedł spać do „pralni”. Chwilę później Daniel uciekł, gdzieś spać na górę, znajdując sobie kawałek wolnego betonu, gdzie później Karolina przyniosła mu chyba koc. Ola nie była zbyt zadowolona faktem, że jej obiekt westchnień padł tak szybko. Siedziała w milczeniu przy stole, skubiąc chipsy i popijając wódką z sokiem.



Goście powoli zaczynali znikać, na chwilę nawet zniknęła Karolina, by odwieźć Wiktorię i Olkę do domu. To właśnie wtedy rozpętało się piekło… Wszyscy szykowaliśmy się do spania, ścieląc sobie łóżka, materace czy śpiwory. No może poza Kingą, która nie chciała iść spać i latała pijana z góry na dół po schodach, zaczepiając biednych gości swoimi „Kim ty jesteś?!” „Co tu robisz?!” i szukając nie wiadomo kogo. Najpierw poszła się myć Kamila i niestety dla nas (głównie mnie) akurat wtedy Kinga poczuła w sobie przypływ wewnętrznej energii, która pragnęła ją opuścić. Łazienka była zajęta, więc Kinga nieskrępowanie wyrzuciła na stół to, co leżało jej w żołądku. Kazaliśmy jej to sprzątać, ale kiedy zobaczyłam, jak ręką rozmazuje swojej wymiociny na stole, nawrzeszczałam na nią i kazałam iść spać „do pralni”, z której ulotnił się Paweł, stwierdzając, że woli spać na schodach w „palarni”. Ja w tym czasie sprzątałam w rękawiczkach z apteczki wymiociny ze stołu i podłogi, ktoś musiał, skoro musieliśmy tam spać…

Wróciła Karolina, ale już wtedy resztki dobrego humoru i wściekła poszłam wziąć prysznic, klnąc na Kingę jeszcze przez długi czas ( w sumie do teraz). Mniej więcej w tym samym czasie nieświadomi niczego Daniel z Olą, zabawiali się na górze tak dobrze, że gdy zeszli do nas na dół Olka dziwnym trafem we „śnie” ściągnęła sobie rajstopy i stanik, którego później zapomniała nałożyć, a Daniel Jakoś zgubił skarpetki i koszulę. Na szczęście jak się później okazało, nie zdziałali za wiele, z czego Ola nie jest zadowolona do teraz. JA wściekła szybko poszłam spać, by przypadkiem nie zabić samym spojrzeniem, ale z opowieści wiem, że Daniel zasnął w śpiworze Karoliny, gdzie przez przypadek wylał piwo (albo Karolina, nie pamiętam), Ola próbowała go namówić, by poszedł z nią na górę . Gdzieś w nocy Kinga przyszła do nas i położyła się pod ścianą, Karolina jak to ma w zwyczaju, zlitowała się i poratował ją śpiworem. Niestety nie swoim tylko moim i Miłosza. Musiała go później wyprać z 3 razy, zanim przestał śmierdzieć, a i tak wątpię, że kiedyś go użyjemy. W międzyczasie okazało się, że Kinga zarzygała „pralnię”, a Paweł postanowił wyprać swoją obsmarowaną wiadomością zwrotną od Kingi poduszkę pod prysznicem, zapychając odpływ prysznica. Karolina powynosiła zarzygane kartony na dwór (dobrze, że kartony i nie musiała tego szorować z betonu jak ja) i wytarła wodę w łazience, kładąc się spać z nadzieją, że to koniec kłopotów. Zawsze, gdy ktoś z nas tak myśli, okazuje się, że zawsze może być tylko gorzej…

Rano oczywiście wyraziłam swoje niezadowolenie z faktu, że nasz śpiwór został pożyczony Kindze. Przez cały ranek dawałam dosadnie do zrozumienia, że nienawidzę dziewczyny i z chęcią wyrzuciłabym ją w to błoto, w które w nocy wpadł Daniel z Olką. Jadłam sobie akurat chrupki i popijałam je szampanem, kiedy zauważyliśmy ,że z łazienki zaczyna wypływać woda. Pukaliśmy i kazaliśmy otworzyć drzwi KINDZE, która brała właśnie prysznic. Niestety zdało się to na nic, a woda zalała pół korytarza. Kiedy tylko wyszła, znów na nią nawrzeszczałam i w rękawiczkach rozebrałam odpływ, by wszystko łącznie z wczorajszymi wymiocinami spłynęło. Sprzątnęliśmy wodę, oczywiście ja nie omieszkałam po raz kolejny zjebać Kingi. Na szczęście Karoliny mama przyszła zaprosić nas na rosół, kiedy sytuacja była opanowana na, tyle że po tej feralnej nocy został jedynie niektórym kac morderca i smród. Udaliśmy się na rosół, niestety ja siedziałam w drugim pokoju ze względu na smród ciągnący się od Kingi. Nawet kiedy wyszła wziąć drugi prysznic i przebrać się w ubrania od Karoliny wciąż czułam go, jedząc pyszny rosołek mamy Karolki (czy mówiłam już, że to cudowna kobieta?).
Chwila odpoczynku i wróciliśmy posprzątać resztę rzeczy, przy okazji rozdając wszystkim trochę jedzenia. W międzyczasie, gdy kilka osób sprzątało Daniel i Łukasz kończyli zaczęte butelki z żubrówką. Najpierw opuściło nas małżeństwo, bo Mariola nie chciała, by Łukasz znów się upił, a potem jakoś wszyscy zaczęliśmy się rozjeżdżać, gdy tylko zebraliśmy swoje rzeczy, a i tak zostawiłam bluzę, która gdzieś zaginęła. Mam teorię, że zabrał ją kotek, z którym spałam w nocy, bo mu mnie brakowało XD. Pomimo mojego protestu razem ze mną Miłoszem i danielem, którego obiecaliśmy zabrać do Lublina, musiała jechać z nami Kinga. Na szczęście wysiadałam Bodaczowie i nie musiałam długo przebywać w jej towarzystwie.

I tak o to zakończyło się nasze wejście w nowy rok. Nie było ono najlepsze, ale na pewno o nim nie zapomnimy na długo.

Trzymajcie się
Mieszko

Komentarze

  1. Jestem w szoku że tak dokładnie pamiętasz co robili moi rodzice.
    Od siebie dodam że Wikotrii Łakomej nie było, a Daniel później twierdził że był pewny że tam z boku też są schody i chciał nimi zejść, ale wylądował na błocie i przy okazji stłukł szklankę. Co do bluzy wciąż jej nie znalazłam XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pamiętałam tych rzeczy, ale dobrze wiedzieć xd

      Usuń
    2. W tym miejscu chcę nadmienić, że jeżeli chodzi o schody, to myślałam tak samo jak Daniel

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Osiemnaste urodziny Oli

18 urodzinki Kamilki